1. ciaza...
M. : Niemozliwe, ile testo robilas?
Ja: 2...
M. : No to robimy jeszcze 2...
2 pozytywne testy...
M. : No dobra... to sie z Toba ozenie... :P
2. ciaza...
M. : Hm... No to bedziemy rodzicami...
Ja: Eh... to jeszcze nie takie pewne... tylko jeden test pozytywny (Ha... samooklamywanie sie... bo definitywna wpadka)...
M. : taa... tak niepewne, jak ta pierwsza ciaza... 100% jestes w ciazy...
3. ciaza...
M. : Nie mow... po jednym razie... (planowana, ale kto by pomyslal, ze po jednym rumcumcum w calym m-cu (M. na wyjezdzie) sie uda... no ale jak to sie mowi, ze "niedzielni kierowcy powoduja najwiecej wypadkow"...)...
4. ciaza... (po tym, jak 3. skonczyla sie poronieniem)...
M. : Boze... oby sie udalo... Nigdy nie myslalem, ze donosic ciaze moze byc takie trudne. Myslalem, ze to wszystko takie proste... A tak nie jest...
Ha... rozeznanie, jakim darem jest kazda ciaza... i prawdziwa radosc z pozytywnego testu (tzn. taka wrecz wdziecznosc) przyszly u M. dopiero po tym, jak 3. ciaze stracilismy... 4. byla dla niego niezasluzonym wrecz darem.
Do tej pory trzyma u siebie w szafce (jako jedyny) pozytywny test ciazowy z 4. ciazy... Nieraz bierze go, patrzy na te dwie kreseczki, potem spoglada na nasza corke... i sie wzrusza... :D:D:D