Jej dziewczyny jak wam powiem co dziś normalnie miałam to nie uwierzycie. Zaplanowałam mile popołudnie z córką i teściowa przy kawie. Miałam ją tylko odebrać z pracy 20 km od Wrocławia. Normalnie masakra. To chyba jest "przygoda" bez dopisku przyjemna na całe zycie...
Najbardziej aktywne
Komentarze
Wyświetlono: 2171 - 2180 z 4687.
Daja. Oby dostał pracę w którejś z tych ofert!!
Masakra. Teściowa pracuje na wsi 20 km od Wrocławia. Pojechałam po nią z Córką o 14 bo miałyśmy wrócić do miast z nią na kawę w 3 ;) pojechałam tam, okazało się że cała ulica zablokowana, rozkopana, rowy dookoła, a do jazdy wąski pasek ledwo na jedno auto i ruch wahadłowy. Światła. Korek nieziemski. Odebrałam teściowa, i wyjechałam w korku jako pierwsza w zielonym świetle na tym ruchu wahadłowym w tą wąska ulice między rowami głębokimi. Za mną 20 aut w korku ciągiem bo nasze światło na przeciwko powinni stać na końcu ruchu wahadłowego i czekać na swoje zielone. Coś się popsuło i ich też było zielone. Więc na środku tej wąskiej ulicy rozkopanej spotkałam się ją ze swoim sznurem aut z tyłu z panem na przeciwko ze swoim. I się kłócimy. No każde z nas miało zielone światło!! Za nami km korek, a wycofać nie ma szans. Skręcić nic. Masakra.
Ja mówię do jutra tu będziemy stać. Ale podwórko było, wjechałam i stoję i xzekma tak z 30 min, ale wszyscy stoją, ja też bo nie ma jak wyjechać. Najpierw wyskoczyła babka ,zaczęła się wydzierać że wypad z jej podwórka, że policję wzywa, a my do niej z tymi ludźmi, że widzi że nie ma jak wyjechać, wymanewrować, że rowy dookoła, że masakra, a ona kopała auto darła się że mam do rowu wjechać, byle wypad z jej podwórka... Normalnie serce mi waliło. Ja do niej niech wzywa policję przynajmniej mnie stąd odholują! Jeśli do jutra pezykaada. Wściekła już byłam. Zero zrozumienia.
Wkocnu jakis robotnik przez mikrofalówkę z gościem km dalej się dogadał, ten powoli zaczął wycofywać 1 pas aut do tyłu auto po aucie. I zaczęliśmy wyjeżdżać po 1 aucie z tej wąskiej ulicy, a tamci się cofali. W tym momencie mi auto zaczyna szarpać, nie chce nic jechać. Mówię kurcze akumulator... Przypomniałam sobie że od Wrocławia kontrolka mi się paliła, jakby za dużo oleju... No ale jakoś jedzie. Wyjeżdżam na ulicy, dojeżdżam do kolejnej wioski (jeszcze dalej od Wrocławia bo musiałam w tamtą stronę przez te utrudnienia na drodze), a mi auto staje, zapala się kontrolka że silnik uszkodzony, i czerwony wskaźnik oleju.
Dzwonie do męża, on mówi, że to nie olej tylko woda mi się zagotowała i od Wrocławia jechałam z zagotowaną chłodnica, i pewnie silnik już do niczego. Że zgasić mam auto. Że przyjedzie. Kochany rzucił wszystko i wyruszył w drogę. U nas już ciemno. Stałyśmy autem w środku pola na wiosce zimno, siku nam się chciało, mama głodna po całym dniu w pracy (chciałam ją odebrać żeby szybciej do miasta niż pociągiem j na kawę ...) Dorka marudzi, i czekamy. Mąż przyjechał po 1.5 godizny takie korki, okazało się że silnik zatarty. Ale złapał mechanika niedaleko, dopchal auto i wróciliśmy do domu k godzinie 18. Powiem wam że normalnie przygoda ... Ale mój mąż wspaniały, nie zastąpiony, nie wiem jak bym sobie dziś bez niego poradziła...
Ja jestem Daja. No właśnie tu cisza. Mega. :( Jak mąż twój? Jutro ma rozmowy?
Co do córeczki twojej, Dajanka. Mam nadzieję, że z każdym dniem w przedszkolu będzie się lepiej czuła ;) napewno potrzebuje czasu żeby się odnaleźć :)
No właśnie. Agatka, Izka, Ewelinka gdzie jesteście? Jak wam minął dzień? U mnie ostatnio dni lecą jak szalone... Jej nawet nie mogę usiąść. Dziś byłam odwiedzić ciocie po operacji mózgu ;) zawiozłam obiadek, i posiedzialam u niej ;)