Odpowiedzi
Karaja mój rozumie!!! On bardzo dużo już rozumie i te klapsy również.Także wiem co robię...
Ja wiem ze rozumie moj tez ma 10 miesiecy wiec wiem jak to jest. Ale wole go zdejmowac tysiac razy z ławy niz dac mu klapsa. Ty tez mozesz dziecko wziac na rece i przeniesc dalej od kwiatka podejrzewam ze po ktoryms razie tez zrozumie tak jak po któryms klapie wiec po co bic...
Moi rodzice, jak i rodzice mojego męża bili nas w dzieciństwie. Ja z bratem dostawałam pasem od ojca , od mamy częściej ścierą przez łep...tyle pamiętam. ale nie czuję się przez to jakoś skrzywdzona...czasem lepsze było dla mnie lanie i spokój, niz psychiczna kara - np. jeśli nie odzywali by się do mnie kilka dni. ja byłam przyzwyczajona do bicia i juz nie robiło to na mnie wrażenia, wiadomo strach przed bólem był, ale pojawiał się szybko i szybko znikał.... Dlatego tak naprawdę uważam, że bicie do niczego nie prowadzi, bo dziecko przyzwyczaja się do takiej kary...ot chwilę poboli i dalej można robić źle:(
jestem stanowczo przeciwka biciu, klapsom itp. i jak powiedziala @aczkolwiek: "Najbardziej mnie irytuje jak mi ktoś mówi, że tylko mi się wydaje, że nie będę biła dziecka, bo Jaś jest jeszcze mały! Że jak urośnie i zacznie "pluć i bić" to zobaczę JAK TO JEST. No ręce opadają... " zgadzam sięz kazdym wyrazem wypowiedzianym przez ta kobiete.
Wybacz Ewo,ze posluzylam się twoim cytatem ale jest naprawdę mądry.
Na młodego już nie działają a może inaczej klapsy to u niego nic w porównaniu z konsekwencją mamusi czyli jak coś przeszkrobie -brak wyjścia na dwór,brak komputera,szlaban na 5 dni-o i to działa na niego.A ja kiedy dostałam klapsa?nie pamiętam ale na pewno nie byłam wychowywana bezstresowo jak zasłużyłam to dostałam.
Marcin jest za mały, by stać w kącie czy sprzątać po sobie itd. jedyną karą, jaką stosuję, to czasem trzepnę go po łapkach, jak uparcie pcha je tam, gdzie nie może, gdy wszystkie NIE WOLNO i przytrzymanie rączek nie pomaga.
jak kiedyś się rozpętała dyskusja na ten temat, to byłam przeciwna, ale brałam taką opcję, że kiedyś nie wytrzymam i klapsa dam. no i dałam. raz. 2 tygodnie temu, jak byliśmy w szpitalu. Marcin nie dawał się przebrać, wyrywał wenflon i z obesranym tyłkiem rzucał się na wszystkie strony. jak już w końcu udało mi się założyć pampersa, nie dawał się ubrać, darł się jakbym go ze skóry obdzierała. i w pewnym momencie nie wytrzymałam. przyłożyłam w tyłek. częściowo w pampersa, częściowo na udo. aż się palce moje odbiły. mały darł się tak, jak przedtem a ja plułam sobie w brodę i wyzywałam się od najgorszych.
fakt, byłam zmęczona pobytem w szpitalu, niewyspana, chciało mi się jarać, a nie mogłam. nie, nie usprawiedliwiam się. te powody uświadomiły mi tylko, że odreagowałam swoją złość/bezsilność/zmęczenie. że kompletnie to nic nie dało, a mały tylko pewnie poczuł się strasznie.
korzyść z tej sytuacji jest jedynie taka, że teraz już wiem na 100%, ze tego więcej nie zrobię. a kiedyś nie byłam pewna. wiem jak to smakuje i stwierdzam, ze nie, nie smakuje mi bicie.
jest róznica pomiędzy respektem, a strachem. chciałabym, by moje dziecko szanowało moją wolę, ale nie będę tego osiągała przemocą.
daj boże, zeby się udało.