podobno 80% mężczyzn będąc przy porodzie ma obrzydzenie do swojej partnerki... No dla mnie to dziwne, bo to kobieta męczy się parę ładnych godzin żeby urodzić dziecko, które nie jest jej ale ich wspólne... Ja np chciałabym żeby mój partner był przy porodzie, żebyśmy w jakiś sposób razem to przeżywali ale on mówi, że nie da rady, ze zemdleje albo zwymiotuje. Ja wiem, że jest delikatny na takie sprawy jak np się skaleczę albo coś mnie boli to przeżywa tak samo... mimo tego chciałabym żeby był przy mnie gdy będę rodzić nasze dziecko, chce żeby wtedy mówił do mnie i trzymał za rękę ale boję się, że później po porodzie będzie wszystko inaczej wyglądało. Co Wy o tym myślicie dziewczyny? Czy Wasz partner był przy porodzie? Jak to później wszystko wygląda?
Odpowiedzi
Przy dwoch (rodzilam trzy razy) porodach byl obecny moj maz, tzn. przy pierwszym i przy drugim.
Chyba nie mogl sie zgorszyc ani przy pierwszym ani przy drugim porodzie, skoro splodzilismy dalsze dzieci... :)))
Przy trzecim natomiast nie byl obecny, bo rodzilam w nocy i ktos przeciez musial zostac z nasza dwojeczka.
Czy fakt, ze byl obecny przy tych dwoch porodach cos zmienil?
Na pewno...
Jak to w malzenstwie z dluzszym stazem (8 lat) mielismy swoje dobre, ale i zle dni.
Wlasnie kiedy przezywalismy te zle dni, maz pozniej czesto mi mowil, ze bardzo wazne bylo dla niego to, ze widzial mnie jak rodzilam jego dzieci.
Wg niego to bylo piekne przezycie. I ten moment, gdy przecinal pepowine wspomina z rozczuleniem.
Nasze zycie seksualne na tym nie ucierpialo... Z czasem nawet stalo sie lepsze...
Co za "podobno" z tymi 80%??? Skąd to riko wzięłaś? Znam wielu facetów którzy uczestniczyli przy porodzie i każdy uważa to za jeden z ważniejszych momentów w życiu. Nie mogą zrozumieć skąd miałoby się wziąć u nich obrzydzenie??
Przecież patrzą na ukochaną kobietę która daje im potomka!
Wybacz szczerość ale Twój facet nie ma pojęcia co mówi i znalazł sobie wymówkę. Oczywiście, nie można go zmusić by był z Tobą czy nawet wywierać presji, ale widocznie nie ma pojęcia jak wygląda poród. Czy ma o tym jakieś pojęcie, czy chodził z Tobą na szkołę rodzenia? Czy rozumie, jaką pełni rolę (wsparcia, opiekuna)? Jego pobyt z Tobą w szpitalu wywoła respekt położnych, już nie będziesz tylko TY - sama, bezbronna.
Nie rozumiem takiego podejścia, w ciąży jest się we dwoje, dziecko jest wspólne i nie można zostawiać partnerki samej w takiej chwili z wydumanych trywialnych powodów.
Jeśli on będzie przechodził trudne chwile w swoim życiu (operacja, choroba - coś wymagającego rekolwalescencji) i nie będzie taki seksowny, pociągający, a będzie wił się w bólu, to masz go zostawić samego?????
Może być z Tobą podczas wielu godzin rozwierania szyjki, kiedy nic się drastycznego nie dzieje, a Ty spacerujesz, bierzesz prysznic - możę Cię przytulać, masować plecy (jeśli oczywiście taki standardowy będzie scenariusz porodu); a podczas samej akcji może wyjść za drzwi, jesli taki z niego słabeusz i boi się, żę zemdleje...
Moj maz twierdzi ze nie jest obrzydliwy i nie ma zamiaru stac pod drzwiami i bardziej denerwowac sie. W sumie nie wyobrazam sobie tego ale z drugiej strony jestem panikara i wole aby byl on przy mnie. Moj brat byl przy swojej bratowej i ma bardzo dobre wrazenia z porodu. Uwazam, ze jesli maz czy partner nie chce byc to nie powinien byc. To zalezy od czlowieka. Mysle ze obrzydzenia maja ci ktorzy na sile zostali zmuszeni do pojscia razem porod.
Racjonalistko, ja nie mówię, ze tak powiedział mój mąż tylko wyczytałam to w jakiejść gazecie czy stronie internetowej. Nie mówię że tak jest tylko PODOBNO, tak jak napisała czarnula79, oni nam tego nie powiedzą, każdy facet jest inny, tak samo jak każda kobieta przeżywa poród, jedną boli mniej inne mdleją z bólu! Ja wiem, że mój mąż jest delikatny, na widok krwi robi mu się nie dobrze czy coś... Jeśli widzi to u obcego to nic go nie rusza, ale jak jest to krew moja, czy kogoś na kim mu zależy... inaczej wtedy się na to patrzy. Tak jak moja mama, z zawodu pielęgniarka, była przy operacjach, cięciach... ile ona widziała to mogę się tylko domyślać, ale jak moja młodsza siostra rozcięła sobie rękę krajalnicą do chleba aż do kości to mama zemdlała... Ja musiałam jej to zawijać i czyścić chociaż nie był to przyjemny widok...
A to, że R miałby zemdleć przy porodzie to nie znaczy że mnie nie kocha! Rozmawiałam z nim o porodzie i on wie, ze się boję, tylko nie będzie mógł patrzeć na moje cierpienie, jak mnie to boli... Znam go trochę i wiem jaki jest. I nawet jakby zemdlał to przecież nie wezmę z nim rozwodu!