Do mam które rodziły siłami natury- które z Was miały cięte krocze, a którym pękło samo? i jak u Was wyglądała sprawa z późniejszym się jego gojeniem. Pytam, bo panicznie boję się używania na mnie wszelkich skalpeli i jak tylko obecność tegoż narzędzia wyczuję w okolicach mojego biednego ciała mam zamiar drzeć się aby mnie nie cięto... zastanawiam się czy warto postawić na swoim w tym wypadku bo przecież wcale pęknąć nie musi?
Odpowiedzi
Przy pierwszym porodzie nacieli mnie i peklam dodatkowo. Musze powiedziec, ze gdyby mnie jakims dziadostwem fioletowym nie przemyli (a sie okazalo, jakbym uczulenie miala), to nie byloby tragicznie. A tak spuchlo mi krocze, przyniesli zamrozona wode w rekawicy lekarskiej i kazali oklad robic ;) Metody szpitalne. Pozniej uzywalam Tantum Rosa do przemywania, dzialalo bardzo, szybko sie goilo i bylo przeciwbolowe.
Przy drugim porodzie nie bylam nacinana, peklam sama... Ale zagoilo sie wszystko bardzo szybko i ladnie. Nie miaalam niemal zadnych problemow z siedzeniem od poczatku i git gitara. Od razu zastosowali normalny kompres, nic nie spuchlo i co najwazniejsze, nie werznely mi sie szwy jak za pierwszym razem ;// Niby mialam nie siadac przez 10 dni, a ja juz pierwszego wcianlam obiad na siedzaco. Inaczej nie umiem ;) Nie bylo zadnej tragedii.