tak, niestety ale generalnie jestem jednym wielkim strzepem nerwow, moja osmiomiesieczna cora czasami tak potrafi wyprowadzic mnie z rownowagi ze musze zostawic ja w lozeczku i na chwile wyjsc z pokoju... od osmiu miesiecy jestem non stop z mala sama, maz pracuje wiec praktycznie byle pierdola potrafi wywolac u mnie "biala goraczke". czasami zeby sie wyzyc mam ochote walic glowa w sciane... moze ktos ma tak jak ja? jakie macie sposoby na odreagowanie?
Odpowiedzi
myśle ze to jest problem wielu mam siedzących w domu całe dnie. dotyczy to również mnie samej. Mam 2,5rocznego synka i obecnie w 8tc.Maksio tak mi daje popalić ze płacze przez niego. Na dodatek od 3 tygodni mi chorował więc nie spałam dzien i noc, teraz gdy mu lepiej to ja jestem przeziebiona. Mały nie daje mi nic zrobic w domu tylko chce na rece albo zebym sie z nim bawiła. Moj mąż pracuje całe dnie od 8 do 18 i dłużej, więc gadam tylko z synkiem. Wiecie co jest najgorsze??? To ze mieszkam obok teściów i dwóch szwagrów-kawalerów i nikt nawet sie nie domyśli ze jest mi ciężko i trzeba mi pomóc. Na moich rodziców też nie mogę liczyć chociaż tata moj nie pracuje. Jak tylko kogoś o coś poprosze to mi wielką łaske robią albo mowią ze są zajęci!!! Jedyne oparcie mam w mężu choć czasami też mnie wkurza, jak wróci to bawi sie z małym, wykąpie go, da mu kolacje i położy spać, w niedziele pomoże przy obiedzie itd. Może wam sie wydawać ze to jest nic ale dla mnie jest to wielka pomoc. Jeśli chodzi o odreagowanie to płacze. nikt sobie nie zdaje sprawy jak ciężka jest to praca i ile wysiłku i nerw nas to kosztuje.
Mamuśki trzymajmy sie , bo w nas jedyna nadzieja.
Sama jestem nerwowa i nie bardzo sobie z tym mogłam poradzic. Ale są różne herbatki np. melisa, po za tym ja np wieczorkami zaczełam chodzic na godzinke na fitnes. To pomaga, po pierwsze mam jakis kontakt z ludzmi po za tym się wymęczę ale wracam w dużo lepszym humorku. Moze jak mąż wraca z pracy też zostaw mu na chwile dziecko i idz na JAKIES ZAĘFCIA
oj embi bardzo bym chciala gdzies sie poruszac, ale problem tkwi w tym ze mieszkam 25km od miasta, z dojechaniem nie mam problemu tylko z tym ze ta niby "chwilka" zamienia sie w dwu godzinna wyprawe. niech juz zrobi sie ciepło to chociaż po lesie sobie pochodze.
ehh, kto tak nie ma :/ Kazdy ma taki dzien, ze dziecko placze, a Ty wiesz, ze bez powodu. Podnosi sie cisnienie, ze musisz sama z tym walczyc, a nie masz juz si i nie dajesz rady... Ja tak czasem mam, gdy dziecko ma jakis podly dzien i placze, a ja wiem, ze ma sucho, najedzone, brzuszek nie boli, tylko po prostu zmeczone, a zasnac nie moze, wiec sie drze... Ehhh, nosisz, spiewasz, bujasz i wszystko zle. Przychodzi zalamka, potem nerw. Wkladam malego do lozeczka, wychodze i sobie mysle: drzyj sie jak ma cie to uspic. Za minute nie wytrzymuje, bo placz robi sie zalosny i wzbudza litosc hehehe.
Ale zostaje ta bezradnosc. ja laduje akumulatory, jak wychodze gdzies sama bez malego. Jak maz ma mozliwosc i czasem zostaje. jest to kazdy piatek, kiedy chodze na swoje proby, spotykam sie przy tym z kolezankami, z ktorymi laczy nas ta sama pasja :) Albo zakupy, ale samotne :) I wtedy mam sie okazje stesknic za malym i wracam pelna gotowosci do pracy przy nim :D A obowiazki domowe czasem olewam, jak nie mam sily i tyle. Albo maz mi pomaga.
Po prostu moim zdaniem, trzeba zadbac o troche czasu wylacznie dla siebie, i nie ma to nic wspolnego z mniejsza miloscia do dziecka albo zaniedbywaniem go! lepsza przeciez mama usmiechnieta i szczesliwa niz sfrustrowana :)