Wiesz co, pół na pół. Ja męczyłam się od 7 rano z bólami, gdzie też nic nie postępowało. Dopiero o 1 w nocy stwierdzili, że poród się zaczął, bo zrobiło się rozwarcie, a ja skurcze miałam co 2-3 minuty. Od tej 1 w nocy rodziłam prawie 17 godzin, przez ten czas podano mi jedną kroplówkę z oksytocyną, ale leciała chyba z 8 godzin. Nic nie przyspieszyła. Na koniec jeszcze potraktowano mnie tym chwytem z naciśnięciem na brzuch, ale wiem, że to było konieczne. Poza tym nie mogę mieć do nikogo pretensji, położna była cudowna, cały czas był ze mną mąż, pomagał jak mógł. Zła mogę być tylko na swoją naturę, że kazała mi się męczyć tak długo;)
