Ja jestem mocno za karmieniem piersią mimo wszelkich niewygód jakie serwuje nam ten sposób karmienia. Dla dziecka moża wszystko... Świadoma rezygnacja z karmienia trąci egoizmem.
Moja kosmetyczka uważa, że karmienie piersią jest obrzydliwe i że n bank nie będzie karmiła piersią. Poza tym uważa, że zna wiele dzieci wychowywanych na mleku modyfikowanym i nigdy nie chorowały, a przeciwciał od matki nie miały.
Ja sama karmiłam prawie rok (Zuzia sama mnie odrzuciła) i uważam, że to zbliża, jest wygodniejsze, tańsze, zdrowsze etc.....
A Wy?
tak - karmienie piersią jest najlepsze
nie - nie zamierzam karmić, nigdy nie karmiłam (ale świadomie)
nie chodzi o sytuacje, gdy kobieta nie może, albo jest słaba laktacja etc....
Odpowiedzi
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 10 z 27.
od początku zamierzałam karmić piersią,karmię dalej i mam zamiar do ok 1,5 roku, uważam, że mleko matki daje dużo dobrego dziecku,ale z drugiej strony nie potępiam mam, które świadomie rezygnują z karmienia piersią,ich wybór ;)
Ja będąc w ciąży mowilam sobie, że karmić piersią nie będę i koniec. Sytuacja i tak potoczyla się po swojemu bo jednak mi się odmieniło ale pokarmu mialam tyle co nic i sam zniknął po 4 dniach wiec zostalo mi tylko mm ;)
A wtedy kiedy mleka jest mało to po prostu trzeba dziecko do piersi częściej przystawiać, bo nic lepiej jej nie rozbuja jak właśnie nasza mala "zassawka-przyssawka"
Ja niestety takiej mozliwosci nie mialam poniewaz mala byla prawie miesiac w inkubatorze i nawet jej wyciagac nie moglam
Madziulka, a to już inna bajka....
nie karmilam piersia z wyboru , cos tam w szpitalu sprobowalam ale nie zalala mnie z tego powodu ta reklamowana milośc do karmnienia piersia ...
Nie czuje tego , moze mam jakas blokade psychiczna , ni epodoba mi sie to .
Wiez z dzieckiem mimo braku karmienia piersia mam bardzo dobra ;) mlody tez jakos nie choruje non stop , wrecz rzadko , gruby ni ejest , ani glupi z tego powodu ...
Wybrałabym odpowiedź drugą, ale karmiłam. Karmiłam, bo wszyscy mi opowiadali jakie to zdrowe, jak bardzo wiąże matkę z dzieckiem i tego typu rzeczy. Stwierdziłam "ok, spróbuję". Cóż... Moje doświadczenie w tej kwestii nie jest zbyt miłe, ale przynajmniej jakieś jest - nikt mi teraz nie wmówi, że nie próbowałam. W szpitalu kiedy Mała ssała miałam strasznie pogryzioną brodawkę, aż do krwi. Ale to był dopiero początek... W domu zaczął się prawdziwy horror. Cycki przy nawale opuchnięte, twarde jak kamienie. Ze łzami w oczach prawie modliłam się o pobudkę Młodej, bo myślałam, że umrę z bólu. Noce to był koszmar. O śnie mogłam zapomnieć. Przystawianie nic nie dawało, bo dziecię zaraz puszczało, znowu ryk, znowu cyc do buźki, znowu puszczało i tak w kółko... Spałam po 2-4 godziny dziennie. Wstawałam cała mokra od mleka (mokry stanik, mokra pościel, mokre bluzki - norma). Kiedy karmiłam jedną piersią to mleczko leciało też z drugiej. Wkładki laktacyjne gówno dawały. Stres, niewyspanie, niejedzenie (bo niby kiedy zjeść jak młode cały czas praktycznie na chodzie?) doprowadziły do zanikania pokarmu. I wreszcie nastał ten dzień... Przystawiałam córcię, ssała kilka minut, ryk, znowu przystawiałam, znowu ssała parę minut i w ryk. Po paru godzinach miałam już opuchniętą głowę. Podaliśmy jej mm (było kupione tak w razie "w") i... cisza. Dosłownie zasnęła na rękach. Następny dzień - to samo, czyli przystawianie, płacz i mm. Męczyłam się tak tydzień karmiąc na zmianę cyc-mm, w końcu odpuściłam. Od tego czasu wreszcie jesteśmy szczęśliwe, a ja jestem mamą. Nie sfrustrowanym, przemęczonym zombie. Przy ewentualnym następnym dziecku będę mocno się zastanawiać nad karmieniem piersią.
Kończąc ten wywód dodam, tak od siebie: niechaj każda mamusia karmi swoje maleństwo wg. własnego uznania. Jeśli kobieta czuje niechęć, frustrację przy podawaniu cycka to dziecko czerpie te emocje od matki i raczej w tym momencie nie ma mowy o tworzeniu bliskiej więzi. Natomiast jeżeli kobiecie sprawia to radość - niech karmi, na zdrowie, bo dziecię również odczuwa te pozytywne emocje.
A więź z córką zaczęłam zacieśniać dopiero w momencie, kiedy karmić przestałam. Widocznie nie jestem do tego stworzona. Jednak daję swojej Malutkiej masę innych rzeczy, dzięki którym uśmiech jej z twarzy nie schodzi. :)