Wczoraj przeglądając demotywatory natknęłam się na tego. W sumie pewnie dała bym + i leciała dalej bo ambitny, ale zainteresowało mnie że ma bardzo dużo komentarzy i weszłam by je poczytać.
Dzidziuś sam na szpitalnym łóżku... mamy już nie ma. Kto podjął decyzję które z nich ocalić? Lekarze? Partner? Sama matka?
Jakie to musi być ciężkie zadecydować.
Wczoraj się poryczałam- dziś ściska mnie tylko w gardle i nie chcę już nad tym myśleć bo znowu się popłaczę.
Moje pytanie brzmi- czy poruszałyście ten temat z partnerami? Jak zadecydowali by gdyby stanęli przed tym trudnym wyborem? Jaka była by Twoja decyzja gdyby zapytano Ciebie? kto ma przeżyć Ty? Czy Twoje dziecko?
oczywiście pomijamy tu przypadek gdy ratowanie któregokolwiek jest beznadziejne kosztem drugiego.
Uczucia na ten temat we mnie strasznie się biją ze sobą...osobiście mając Sarunię skłaniam się lekko ku poświęceniu nienarodzonego dziecka :( nie potrafiła bym odebrać Sarze siebie i sobie jej, zostawić męża. Mój mąż również wybrał by mnie... jak uzasadnił razem byśmy sobie z tym poradzili a gdyby został sam to mógł by pęknąć... no i się poryczałam.
Odpowiedzi
ile czasu musi upłynąć zanim zrozumie?
to ja mam odwrotnie - wiem, ile osób mnie kocha, dla ilu jestem ważna. ile cierpiałoby, gdyby mnie nie było. wiem, ze te osoby pomogłyby mi poradzić sobie z utratą dziecka.
tfu tfu
swoją drogą - ostatnio jak się wdrapywałam na drzewo żeby zerwać wiśnie, zaczęłam wyraźnie czuć, ile cenniejsze jest moje zycie dla mnie samej, odkąd jest Marcin. bardziej uważam na siebie. więcej mam odpowiedzialności, nie tylko za Marcina, ale i za siebie.
Szczerze to nie wiem jak barzo trzeba byc zdeterminowanym aby dokonac innego wyboru...:( Ciezki temat
jesteście w stanie się poświecić, oddac swoje życie czy Wasz partner?bez Was dziecko nie jest w stanie przeżyć...
i co wtedy?
ogólnie rzecz biorac ciezkie tematy, mam nadzieje że żadna z nas nigdy nie znajdzie się w takiej sytuacji...
ale niestety takie sytuacje się dzieją!
porąbany jest ten świat czasem.
filka może się nie nakręcaj tak przed porodem bo nie prześpisz kilka ładnych nocek... :(
Nie wiem, jak ja bym sie czula, gdyby to moja mama umarla dla mnie. Pomyslalabym, ze baaardzo mnie pokochala, ale mialabym chyba zal, ze zyje bez niej, sierota i ze ja bylam przyczyna jej smierci :(
to ja mam odwrotnie - wiem, ile osób mnie kocha, dla ilu jestem ważna. ile cierpiałoby, gdyby mnie nie było. wiem, ze te osoby pomogłyby mi poradzić sobie z utratą dziecka.
tfu tfu
swoją drogą - ostatnio jak się wdrapywałam na drzewo żeby zerwać wiśnie, zaczęłam wyraźnie czuć, ile cenniejsze jest moje zycie dla mnie samej, odkąd jest Marcin. bardziej uważam na siebie. więcej mam odpowiedzialności, nie tylko za Marcina, ale i za siebie.
chyba każda dostała to wraz z dzieckiem.
ja mam tak samo, jakos wczesniej nie byłam tak ostrozna, a teraz dbam o każdy szczegół, nasze- swoje, meża i małej bezpieczenstwo...
Wrrr ale okropny temat - ciary mam i lek mnie jakis ogarnal.