Paradoks... Ci, którzy najgłośniej kibicowali nam w staraniach o dzidziusia, nie mogli doczekać się wieści o tym, że jest już "w drodze" są nieobecni przez całą ciąże.... Najbardziej boli fakt, że są to osoby, do tej pory mi najbliższe (przynajmniej tak myślałam), a na dodatek osoby, które mają już swoje dzieci i rodzinę. Więc zazdrość to nie jest. W ogóle przekonałam się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, jak to mówią. Siostra na wieść o ciąży napisała mi "aż" smsa o treści "Gratulacje" i do tej pory nawet nie zapytała, czy nadal w tej ciąży jestem. Dodatkowo jak zdałam za pierwszym razem egzamin na prawo jazdy, to stwierdziła, że zapewne cyt."dzidzia mi pomogła"... Druga siostra na wieść o tym, że postanowiliśmy z mężem zrobić sobie niespodziankę i poczekać z informacją o płci dzidzi do porodu powiedziała, że jesteśmy popieprzeni, bo ona nie wie jakie ubranka ma kupować.... A jak nosiłam ciuchy typowo dla ciężarnych stwierdziła, że ona takich nie miała a ja wymyślam. Obecnie nie muszę się stresować tymi bredniami, bo urwałam kontakt po tym, jak powiedziała, że "widać, że będę wychowywać dziecko podręcznikowo" gdy zakazałam jej palić w moim towarzystwie papierosów, bo miałam problemy z przepływami w łożysku, które zbagatelizowała już na maxa. Najbradziej zainteresowanymi osobami okazali się "obcy", czyli koleżanki, dalsi znajomi... Mam koleżankę, która co tydzień dzwoni z UK zapytać o moje zdrowie i nowości z życia płodowego mojego maleństwa.Cóż, takie życie...Pozdrawiam!!!
